Pandemia przypomina, że kapitał ma narodowość

Pandemia przypomina, że kapitał ma narodowośćPandemia przypomina, że kapitał ma narodowośćPandemia przypomina, że kapitał ma narodowość
lis
27
2020

Polscy przedsiębiorcy już od dłuższego czasu zgłaszają problemy z dyskryminacją, z którą spotykają się, inwestując w innych krajach.

Podczas pandemii firmy z polskim kapitałem aktywnie zaangażowały się w działalność charytatywną, np. w pomoc dla szpitali.

Pandemia pociągnęła za sobą falę protekcjonizmu. Kryzys ostatecznie pokazał, że kapitał ma narodowość.

Przedsiębiorstwa dzielą się nie tylko na małe, średnie i duże, ale także na firmy rodzinne i międzynarodowe koncerny. Pandemia pokazała nam, że część przedsiębiorców odczuwa przynależność do wspólnoty i bierze za nią współodpowiedzialność. Wspieranie swoich i dbanie o własne interesy było w wielu państwach, w tym tych unijnych, zauważalne od dawna. Koronawirus tylko pogłębił i unaocznił te procesy, dlatego tak ważna jest świadoma konsumpcja.

Jednym z pozytywnych aspektów epidemii był wzrost świadomości konsumenckiej. Gdy przyszłość wielu firm stanęła pod znakiem zapytania, Polacy zaczęli zwracać szczególną uwagę na to, co kupują. Popularniejsze stało się przekonanie, że wybór konkretnego produktu lub usługi to rzeczywiste wsparcie dla konkretnej firmy i stojącego za nią kapitału. Podczas codziennych zakupów decydujemy również o tym, kto lepiej poradzi sobie z kryzysem wywołanym epidemią. Wyrazem takiej postawy jest rosnąca popularność aplikacji Pola, której wydawcą jest Klub Jagielloński. Podczas pandemii obserwujemy znaczący wzrost zainteresowania nią.

Intensyfikacji uległy różne akcje promujące patriotyzm konsumencki – zarówno te realizowane przez państwo polskie czy spółki Skarbu Państwa, jak i podmioty prywatne. Choć nie zawsze mamy do czynienia ze zwiększaniem świadomości konsumentów (negatywnym przykładem może być komentowana przez Klub Jagielloński niechlubna akcja sieci Biedronka), to powszechność decyzji działu marketingu różnych firm, by zacząć promować się polskością produktów, świadczy o jednym. Polacy chcą wiedzieć, co kupują, i chcą wspierać te firmy, z których problemami w trudnych czasach pandemii się utożsamiają. Nie zawsze było to tak oczywiste.

Niedobre, bo polskie


Wiele polskich przedsiębiorstw odnosi sukcesy za granicą. Jednak nie wszyscy o tym wiedzą. Gdy pochodzenie firm wychodzi na jaw, zdarza się, że nagle stają się mniej lubiane, wręcz niechciane. Takie przykłady znamy z Czech. „Ta negatywna kampania trwa już kilka lat. Włączyły się w nią rządowe służby kontroli żywności, które do czeskich sklepów wchodzą z gotową listą polskich towarów. Z półek wybierają tylko te z kończącą się datą ważności, aby badania laboratoryjne wypadły gorzej” – mówił ponad dwa lata temu Andrzej Gantner, dyrektor generalny Polskiej Federacji Producentów Żywności. Natomiast Marek Przeździak, prezes Polbisco, Stowarzyszenia Polskich Producentów Wyrobów Czekoladowych i Cukierniczych, dodawał: „Polskie słodycze przebiły się na czeskim rynku. Za jakością szła atrakcyjna cena. To zaczęło przeszkadzać lokalnym producentom oraz władzy i przerodziło się w praktyki dyskryminacyjne”.

Nasz drugi południowy sąsiad wykazał więcej sprytu. Gdy rosnąca w siłę Muszynianka poszukiwała nowych źródeł wody, na Słowacji panował entuzjazm. Zaledwie dwa kilometry od polskiej rozlewni znaleziono odpowiednie zasoby. Jednak znajdowały się one za słowacką granicą. Początkowo nikt nie widział w tym problemu, więc polska firma podjęła stosowne inwestycje. Woda miała popłynąć rurą do rozlewni. Po jakimś czasie, gdy Muszynianka wydała już 15 mln zł, front się zmienił. Władze zakazały eksportu wody za granicę w postaci innej niż zabutelkowana jeszcze na Słowacji. Odpowiednia zmiana trafiła nawet do słowackiej konstytucji.

Interweniowała Komisja Europejska, która postawiła Słowacji zarzuty formalne w sprawie naruszenia unijnej swobody przepływu towarów. Na początku października w ramach międzynarodowego arbitrażu w Genewie przyznano, że Słowacja naruszała przepisy, ale jednocześnie odrzucono roszczenia odszkodowawcze polskiej firmy.

Komisja Europejska interweniowała też w sprawie FAKRO vs. Velux. Polski producent okien zarzucał konkurentowi szereg nielegalnych praktyk. „Prawdziwą krucjatę przeciwko FAKRO Velux rozpoczął po 2004 roku, kiedy właściciele FAKRO nie zgodzili się sprzedać firmy Veluxowi. Myślę, że wtedy dla naszego konkurenta stało się jasne, że polska firma może namieszać na rynku okien dachowych i zburzyć trwający prawie pół wieku status quo monopolu Veluxa” – informował Ryszard Florek, prezes polskiej firmy. Komisja nie dopatrzyła się nieprawidłowości, jednak spór trwa nadal.

Kolejny wyraźny sygnał niechęci wobec silnej pozycji polskich firm obserwowaliśmy na rynku meblarskim w Niemczech. Import polskich mebli można było widocznie jeszcze tolerować, ale ekspansja polskich firm na niemieckim rynku okazała się nie do zaakceptowania. W 2011 r. niemiecka spółka Sato Office, znana z produkcji krzeseł do biur, kin i teatrów, została wykupiona przez Nowy Styl z Krosna. Natomiast w 2013 r. polski producent przejął Rohde und Grahl wytwarzający meble biurowe. Efekt? Kierowana przez Axel Schramma federacja VDM wystosowała skargę do Komisji Europejskiej. Meble to tylko jeden z przykładów.

„Jesteśmy nie tylko w światowej czołówce producentów kosmetyków czy mebli, ale i jachtów, okien, autobusów czy podzespołów dla motoryzacji i lotnictwa. O firmach IT, jak np. Asseco, nie wspominając. Problem polega na tym, że często eksportujemy te wytworzone i zaprojektowane towary nie pod własnymi markami, lecz z logiem zagranicznych dystrybutorów. Inni polscy przedsiębiorcy działający za granicą wykorzystują strategię obcobrzmiących marek, żeby kojarzyły się z wielkim światem” – wyjaśniał na łamach KJ Tomasz Pisula, były już prezes Polskiej Agencji Inwestycji i Handlu. Jeśli kapitał nie ma narodowości, to czemu komuś przeszkadza polskie pochodzenie produktów?

Polskie firmy stanęły na wysokości zadania


Koronawirus przyćmił wszystkie skomplikowane terminy ekonomiczne i wykazał proste zależności. Od stanu naszego wspólnego budżetu zależy kondycja niezbędnych nam służb i instytucji. Podczas codziennych zakupów decydujemy, czy wspieramy firmy odczuwające współodpowiedzialność za naszą wspólnotę, czy też takie, dla których działalność w Polsce to tylko słupki w Excelu.

Pierwsza fala epidemii była chwilą próby i największe polskie przedsiębiorstwa nie zawiodły. Narodowi czempioni przyłączyli się do walki z wirusem. Producenci żywności przekazali swoje wyroby na rzecz potrzebujących. Maspex, Colian i Mlekovita wsparły szpitale i osoby przebywające na kwarantannie, a dotację finansową od Grupy Cedrob otrzymał Specjalistyczny Szpital Wojewódzki w Ciechanowie.

Nabyto dzięki temu dwa specjalistyczne respiratory transportowe dla Oddziału Obserwacyjno-Zakaźnego i Oddziału Anestezjologii i Intensywnej Terapii. Starczyło również na wirówkę dla Zakładu Bakteriologii, która umożliwiła utworzenie linii do samodzielnego wykonywania w szpitalu testów na COVID-19. Łącznie firma przeznaczyła na walkę z epidemią pół miliona złotych.

„Myślimy globalnie – działamy lokalnie”. Takim hasłem z kolei swoje działania opisuje wspomniana już firma Nowy Styl, która w czasie epidemii wspólnie z Grupą SPLAST wspiera krośnieńskich ratowników medycznych. „Jesteśmy związani z regionem, do którego należymy. Dlatego odpowiedź na potrzeby lokalnych służb medycznych, szczególnie w tym trudnym dla wszystkich czasie, była dla nas oczywistą decyzją” – mówił Jerzy Krzanowski, współzałożyciel i wiceprezes zarządu Nowego Stylu. Kolejną inicjatywą firmy był zakup urządzenia do dezynfekcji karetek dla szpitala w Jaśle.

Szpitale wspierają również przywoływane już firmy Fakro i Muszynianka. Wytwórca okien uruchomił linię produkcyjną maseczek i przekazał je placówce w Nowym Sączu, a Muszynianka wsparła medyków kwotą 100 tys. zł.

Grono polskich firm, które zareagowały na kryzysową sytuację, jest znacznie większe. Nie brakuje przykładów lokalnego wsparcia, ale nie zawiodły również największe przedsiębiorstwa. CD Projekt Red i Techland z branży gamingowej, Polpharma i Adamed z sektora farmaceutycznego, Drutex, Agata Meble, WOŚP i Fundacja Kulczyk ruszyły na pomoc dbającym o nasze bezpieczeństwo służbom.

Aktywna podczas pandemii była również branża odzieżowa. Zarząd LPP obniżył swoje wynagrodzenie do 1 zł, a prezes 4F ogłosił, że nikogo nie zwolni z powodu epidemii. W program „Polska szwalnia” zaangażowały się największe podmioty, np. te wymienione powyżej.

Wspomniany program zwraca uwagę na jeszcze jedną kwestię, której znaczenie uwypukliło doświadczenie ostatnich miesięcy – problem łańcuchów dostaw. Choć polscy giganci branży odzieżowej, tak jak cała ich konkurencja, produkują również w Azji, to warto zwrócić uwagę na fakt, że w akcji szycia masek wzięło udział ponad 200 zakładów. Taki potencjał wyróżnia Polskę na tle innych państw. Okazało się, że jesteśmy jednym z ostatnich krajów UE posiadającym szwalnie. Niemal cała Europa, zwłaszcza Zachodnia, outsourcuje produkcję w tej branży. Dane Eurostatu wykazują, że w 2019 r. całkowita wartość importu ubrań z krajów nienależących do UE (głównie Azji) wyniosła 80 mld euro. Dlatego właśnie aplikacja Pola przyznaje 30 punktów tym firmom, które produkują w Polsce. Podkreśla w ten sposób znaczenie lokalizacji fabryk.

Nie tylko kapitał, ale i udomowienie


Warto jednak zwrócić uwagę na przykłady firm udomowionych, czyli takich, które są kontrolowane przez zagraniczny kapitał, ale prowadzą w Polsce na tyle istotną część swojego biznesu, że nie przeszkadza im to w solidaryzowaniu się ze wspólnotą.

Fundacja „Nie jesteś sam” TVN-u należącego do grupy Discovery zebrała na rzecz walki z epidemią ponad 3 800 000 zł. Stacja zorganizowała też charytatywny Koncert dla bohaterów, czyli lekarzy i pracowników służby zdrowia. 4,5 mln zł na rzecz walki z koronawirusem przekazała należąca do CVC Capital Partners sieć sklepów Żabka.

„Łączna wartość dotychczas udzielonej przez nas pomocy przekroczyła 375 mln zł. Z dumą podkreślam, że podczas obecnego kryzysu dołożyliśmy wszelkich starań, aby udowodnić, że Polacy mogą polegać na Allegro nawet w najtrudniejszych czasach i że zrobimy wszystko, co konieczne, aby wesprzeć polskie społeczeństwo” – napisał w liście do klientów François Nuyts, prezes serwisu Allegro.

„Ważnym działaniem było wsparcie polskich przedsiębiorców, zwłaszcza małych i średnich firm, zarówno tych już obecnych na naszej platformie, jak i tych, które po raz pierwszy zaczynają sprzedaż przez internet” – zwracał uwagę szef debiutującej właśnie na warszawskiej giełdzie firmy.

Wszyscy bronią protekcjonizmu


Kryzys gospodarczy wywołany pandemią koronawirusa uruchomił jednocześnie nową falę protekcjonizmu. Niemcy już wcześniej podjęli działania mające na celu zablokowanie wykupywania niemieckich firm. Przepisy były wymierzone głównie w chiński kapitał, dlatego zyskały miano Lex China. Obecnie takie działania się nasiliły. Przepisy chroniące rodzime firmy przed przejęciami powstały we Francji, Włoszech czy Kanadzie. Do takich działań nawołuje wiceprzewodnicząca Komisji Europejskiej – Margrethe Vestager.

Najgłośniejszym ostatnio przykładem jest wsparcie dla Lufthansy. Niemiecki przewoźnik ma otrzymać 9 mld euro publicznej pomocy. Komisja Europejska zgodziła się na to pod warunkiem, że rząd Niemiec przejmie 20 proc. udziałów w spółce i wyznaczy dwóch członków rady nadzorczej. Wszystko po to, by mieć możliwość blokowania prób przejęcia przewoźnika. Podobną sytuację obserwujemy w Estonii. Nordica ma otrzymać pomoc publiczną w wysokości 30 mln euro pod warunkiem, że LOT sprzeda Estończykom swoje 49 proc. udziałów w tej firmie.

Epidemia koronawirusa nasiliła praktyki widoczne od lat. Potwierdzają to doniesienia z branży transportowej. „Kryzys spowodowany koronawirusem nasilił działania protekcjonistyczne krajów starej UE. Po branży spożywczej teraz przyszła kolej na firmy transportowe” – informował „Dziennik Gazeta Prawna” w tekście o wymownym tytule Biznes tak, ale bez Polaków. „Na publicznie dostępnych giełdach transportowych pojawiają się ogłoszenia o zatrudnieniu przewoźników z zastrzeżeniem, że nie mogą pochodzić z nowych krajów UE. W tym przede wszystkim z Polski. Co więcej, z tych regionów nie mogą też pochodzić zatrudniani przez nich kierowcy” – czytamy w artykule Patrycji Otto.

Swoboda przepływu osób, dóbr i kapitału okazała się krucha, gdy prywatny lub narodowy interes został naruszony. Podobnie mają się tezy o konieczności konkurowania ceną i jakością bez uwzględniania pochodzenia firmy, usług czy produktów. Tempa nabiera wojna handlowa między Chinami i USA. Do prób zahamowania chińskiej ekspansji ekonomicznej już przywykliśmy, jednak praktyki protekcjonistyczne wewnątrz UE są podobno zabronione.

Realizm każe uznać, że nawet najlepsze przepisy nie powstrzymają bojkotu i utrudnień dla konkurencyjnych firm z Polski, gdy szkodliwe działania są organizowane przez krajowe branże ze wsparciem polityków i administracji. Wspieranie swoich i dbanie o własne interesy było w wielu państwach, w tym tych unijnych, zauważalne od dawna. Koronawirus tylko pogłębił i unaocznił te procesy, dlatego tak ważna jest świadoma konsumpcja.

Każda decyzja zakupowa to wybór, który niesie za sobą konsekwencje. Im lepsza kondycja firm chcących tworzyć naszą wspólnotę, tym stabilniejsza wydaje się nasza przyszłość. Poza granicami Polskie nikomu nie zależy na sukcesach naszych krajowych firm. Jeśli my nie będziemy wspierać podmiotów zaangażowanych w budowanie dobra wspólnego, to nikt nie zrobi tego za nas.

Więcej informacji o działających na polskim rynku firmach znajdziecie w aplikacji Pola. Zabierz ją na zakupy, która pomaga podejmować świadome decyzje konsumenckie.

2020-11-27